|
Bez ciepła nie wyrośnie Autor: Majzner Barbara - Głos NauczycielskiData dodania: 17.03.2007 13:19:33 Bohater ostatnio granego w telewizji filmu radzieckiego „Fotografia na ścianie ” mówi do kolegi: „Wiesz, ja rodziców szanuję, bo są porządni, akuratni, ale się ich boję, bo są zbyt doskonali. A babcia popełnia gafy i ją kocham, i jej się jej zwierzam.” Otóż to. Osobiście też wolę ludzi nie na piedestałach absolutnej niedoskonałości. Przyznaję się do swoich błędów, chociaż trudno mi to przychodzi. I jakoś do tej pory dostaję listy, odwiedzają mnie wychowankowie, którzy szkołę skończyli wiele lat temu. Moją obecną IV klasę w LO dostałam w przydziale nie od początku uroku szkolnego. W zastępstwie prowadziła ją młodsza, bardzo sympatyczna koleżanka. Tego rodzaju start w wychowawstwo jest zwykle trudniejszy – z wielu względów. No więc uczniowie przyjęli mnie najpierw z dużą rezerwą, może nawet z niechęcią. Nie powiedziałam im: Na pewno się polubimy, podobacie mi się itp. „Mizdrałki”. Rzekłam jedynie: Spróbujemy się polubić. Może to będzie nawet trudne dla was i dla mnie. Z doświadczenia wiem, że najtrudniej nawiązać kontakt z młodzieżą, gdy jest ona na luzie. Zaproponowałam im rajd pieszy pod hasłem Ligi Ochrony Przyrody (jestem opiekunem szkolnego koła): „Czyścimy Jurę po wakacjach”. W dniu rajdu padał deszcz, było zimno, ponuro. Nie wszyscy przyszli, ale z tymi, którzy przyszli, znalazłam wspólny język. Po wykonaniu pracy rozgrzewaliśmy się herbatą, kanapkami i piosenką. Ponoć zaimponowałam im znajomością piosenek z list przebojów. Przeżyłam ze swoją klasą trudny okres zmian zachodzących w naszym kraju. I to, że w tym okresie niepokoju, rozkojarzeń, zwracali się do mnie z konkretnymi pytaniami -też uważam za coś ważnego. Pytania były niekiedy drażliwe, nawet stawiające sprawy „na ostrzu noża”. Na wszystkie odpowiedziałam według własnego odczucia logiki wydarzeń. A na kanwę tych wydarzeń wplataliśmy pojęcia tolerancji, a przede wszystkim patriotyzmu. Trudno w dużej grupie o jednolitość zdań, odczuć. Trudno więc było i nam. Ale wyszliśmy z tej zawieruchy cało. Ważne było to, że nie dopuściliśmy do rozdźwięku między nami, co zdarzyło się nawet w niejednej rodzinie. No i chyba to, że ciągle mnie pytali o wiele spraw. Bo jeżeli uczeń nie zwraca się z pytaniami do nauczyciela, to znaczy, że jest on dla ucznia tylko stróżem porządku, nie zaś wychowawcą. * Wiadomo, że tematyka lekcji wychowawczych ma pewien szablon złożony z wydarzeń historycznych, społecznych – kraju i świata. I są to zagadnienia potrzebne do realizacji haseł patriotyzmu i internacjonalizmu. Są też tematy związane z wychowaniem w rodzinie socjalistycznej, można je powierzyć do omówienia zaproszonym na lekcje specjalistom, lekarzom, psychologom, higienistkom, seksuologom itp. Ale w każdej szkole są również lekcje do dyspozycji wychowawcy. Ich tematy narzuca życie, podobnie jak też formę – dowolną, a więc najtrudniejszą. Statystyki mówią o samobójstwach wśród młodzieży. Podjęliśmy ten temat. Mówiliśmy o celu i pięknie życia, o przyjaźni. Poddałam myśl, żeby każdy przez moment zastanowił się, czy ma, zna człowieka na którego może liczyć w ciężkich chwilach życia. Takie bowiem nie oszczędzają nikogo. A przecież człowiek musi wtedy znaleźć jakieś oparcie. Przygotowałam na tę lekcję kilka listów z „SOS” z „Filipinki”, „Razem”, „Na przełaj”, których autorzy zwierzali się z nieszczęść jakie ich spotkały. Przy okazji próbowaliśmy się zastanowić, co w podobnych sytuacja można by było zrobić, aby się nie załamać. Przy okazji uczniowie dowiedzieli się, że forma listów do redakcji czasopism młodzieżowych daje możność rozładowania wewnętrznego napięcia. Przypomnieliśmy numer i znaczenie telefonu zaufania funkcjonującego w naszym mieście. Podaliśmy sobie nawzajem nasze numery telefonów. I to było tak, jakbyśmy sobie podali ręce. A w końcu ab y rozwiać smutną refleksję – zaśpiewaliśmy. Przechodzący korytarzem dyrektor zajrzał do klasy. Czy to lekcja śpiewu? – zapytał. Nie, to była lekcja o naszej wzajemnej życzliwości i gotowości służenia sobie pomocą. Prawie każdy miał bowiem coś do powiedzenia. W ten sposób zaspokajaliśmy potrzebę psychicznego bezpieczeństwa. Myślę, że w razie kryzysu psychicznego, przypomną sobie tę lekcję, zdania z dyskusji, a może melodie piosenki. * Lekcje na temat miesiąca pamięci narodowej przeprowadziliśmy na kanwie konkursu. Odkryłam kiedyś przypadkiem pomnik poległych 40 harcerzy w czasie II wojny światowej. Pomnik znajduje się w lesie, z dala od traktu i najbliższej wsi. Pojechaliśmy tam. Dotarliśmy do mieszkańców najbliższych okolic pamiętających to wydarzenie. Zrobiliśmy z nimi autoryzowany wywiad. Wiadomości z archiwum historycznego pomogły ustalić fakty. Grób ma płytę, ale był zaniedbany. Uporządkowaliśmy teren wokół płyty. Złożyliśmy kwiaty, zapaliliśmy znicze i oddaliśmy hołd tym, którzy poświęcili życie za ojczyznę, za nas. W formie albumu – z mapka, zdjęciami i wywiadem – przesłaliśmy nasz „Materiał” na konkurs. Otrzymaliśmy nagrodę. * Kiedy jedna z uczennic, bardzo słaba w nauce, powiedziała: „Pani profesor, mam trudności w nauce, ale za to potrafię piec ciasta i ciasteczka”. Klasa wybuchła śmiechem. Ale ja przyjęłam to poważnie. Uważałam bowiem, że każdy coś umie robić dobrze, potrafi coś z siebie dać, coś pożytecznego. Mogą to być: ciastka, buty, maszyny. I to był pretekst do tematu o rzetelnej pracy, o motywacji i odpowiedzialności za zobowiązania. Następna lekcja wychowawcza to degustacja ciasteczek Renaty, a przy okazji lekcja savoir vivre’u. proszę mi wierzyć, że to było bardzo potrzebne, a ponadto świetnie wszyscy bawili się, życzliwie korygując błędy. A ponieważ ciasteczka smakowały, nieśmiała, trochę zahukana Renata była szczęśliwa. I ona miała okazję zaimponowania klasie. To z kolei było dla mnie zachęta do dalszego szukania ukrytych talentów w klasie – pod hasłem „Moje hobby”. W ten sposób wielu moich wychowanków ujawniła swoją drugą stronę życia – pasje kolekcjonerskie. Pasje często na bardzo wysokim poziomie. Były wypieki z emocji i dumy. No i poznawaliśmy się jeszcze lepiej. Cudowne znaczki z różnych krajów świata wystawiłam jako ekspozycję w gablotce na korytarzu pt. „Flora i fauna na znaczkach pocztowych”. * Lekcja na temat szkodliwości palenia papierosów, alkoholizmu przeprowadziłam w formie pogadanki, a epilogiem był konkurs na plakat wyrażający plastycznie te plagi społeczne. Do trudniejszych spraw, z jakimi się stykam w swojej pracy wychowawczej, należy zajęcie właściwej postawy wobec konfliktu między dorastającymi chłopcami i dziewczętami a ich rodzicami. Uczeń skarży się na trudności w porozumiewaniu się z matką czy ojcem, ma oceny niedostateczne z rozmaitych powodów. I prosi mnie: „Ja się poprawię, proszę na razie nie mówić o dwójce, boję się awantury, bicia”. Co najczęściej w takiej sytuacji czynię? Staram się, rozmawiając z rodzicami dwójkowego ucznia, dociec najpierw przyczyny nie powodzenia: czy jest to brak zdolności, czy czasu na naukę, czy lenistwo. Gdy ojciec bardzo nerwowy, podkreślam dodatnie cechy dziecka. Ale dwójka jest dwójką, rodzice zaś nie lubią być pouczani. No i co robić? Chłopak wystraszony, prosi mnie o wstawiennictwo, j nie chcę dopuścić do zerwania triady: szkoła, środowisko, dom. Jak dalece mogę ingerować? * Szkoła średnia powinna przygotowywać ucznia do samodzielnego życia. Czy przygotowałam swoich wychowanków? Wydaje mi się, że nie spełniłam w całości tego zadania. Wiem, że pełną odpowiedzialność na to, da życie, wiele lat później. Ale co widzę obecnie? Przy mnie pewni, rozmowni, beze mnie gubią się. I jeżeli mają gdzieś wystąpić publicznie, pytają, czy ja tam będę. Mają za mało inicjatywy. Czy mój błąd tkwi w tym, że z a krótko czekałam na ich pomysły i wychodziłam z gotowymi propozycjami pierwsza? Podawałam myśl, którą oni kontynuowali. Skarżyła się moja koleżanka, że nie lubią jej jako wychowawczyni. Ona to czuje, a ja wiem skądinąd, że to prawda. Jest Obra nauczycielką. Mówi, że do lekcji wychowawczej przygotowuje się n podstawie wielu lektur. Ale nie może nawiązać kontaktu z uczniami. Uważam, że czytanie książek z pedagogiki i psychologii jest niezbędna lekturą dla każdego nauczyciela. Ale nie można streszczać ich na lekcjach wychowawczych. Taka strawa nie pobudza myśli, nie motywuje do działania. * „Słowa uczą, przykłady wychowują” – mówi przysłowie. Każdy dobry wzorzec trzeba utrwalić. Zdarzają się w klasie przypadki chorób, nieraz dłuższego pobytu w szpitalu. Staram się, aby taki uczeń czuł, że myślimy o nim. Nie mówię: „Złóżcie się na kwiaty i idźcie odwiedzić kolegę”, ale: „Złóżmy się na kwiaty pójdziemy delegacją odwiedzić chorego”. A „my” to i ja. I ten chory, i ten zdrowy mają pewność, że nie jest i nie będzie sam w chorobie. Tak tworzy się z drobnych sytuacji, odruchów poczucie więzi, a przez to większej pewności siebie. W przyszłości – mam nadzieję – będą pamiętać o potrzebie wsparcia bliskich, znajomych. * Trudna jest chwila rozstania z wychowankami po maturze. Przeżyłam to już trzy razy Nie przygotowuję na tę chwilę mowy pożegnalnej. Jesteśmy zbyt wzruszeni: ja – żeby mówić, oni – żeby słuchać. Chciałabym zakończyć te moje wychowawcze wynurzenia znanym, ale coraz bardziej w życiu zapomnianym, powiedzeniem: „Kochaj – Jeżeli chcesz być kochanym”. Bez stworzenia dzieciom i młodzieży atmosfery ciepła, wzajemnej życzliwości – nie wychowa się ludzi w całym tego słowa znaczeniu. [Komentarze (0)] |
|
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Projekt i wykonanie: © 2005 Tomasz 'Skeli' Witaszczyk, all rights reserved. Modified by X-bot Hosting stron internetowych |